Harda Suka to najtrudniejszy triathlon w Polsce i Europie, a tym razem dał się uczestnikom podwójnie we znaki, bo swoje dołożyła kapryśna pogoda. Do pokonania jest 5 kilometrów w wodzie, 240 kilometrów na rowerze i 55 kilometrów biegu. Wszystko trzeba zrobić w 30 godzin.
Zaczęło się już z problemami, bo wokół jeziora Orawskiego, gdzie był start krążyły burze. Uczestnicy czekali na sygnał i pozwolenie wejścia do wody. W końcu się udało, ale etap musieli zakończyć wcześniej na polecenie tamtejszego WOPR.
Na wodzie rozpętała się mega burza dwa razy piorun uderzył w wodę, a mety pływackiej w ogóle nie było widać, bo zasłaniała ją ściana deszczu. Po pozbieraniu wszystkich zawodników z wody zapadła decyzja, że start rowerowy odbędzie się o 18.00 startując parami co minutę- mówi Grzegorz Leśniak.
Na cześć rowerową wystartowałem o 18.11 i miałem do przejechania 240 km objeżdżając całe Tatry. Trasa początkowo biegła przez piękne zakątki Podhala z niesamowitymi widokami na Tatry. Co chwile po bokach i z przodu kręciły się burze, ale nas jakoś omijały aż do 118 km i wtedy się zaczęło. Po długim męczącym podjeździe na Słowacji miał być długi 60 km zjazd, ale jak to na przekór wszystkiego na początku zjazdu pojawiła się ulewa normalnie ściana deszczu i trzeba było być bardzo skoncentrowanym, żeby dzwona nie zaliczyć, bo było bardzo ślisko. Dopiero jak przestało padać można było jechać swoje. Przez całą drogę za mną jechali samochodem Karol i Mariusz, czyli mój suport. Co jakiś czas dawali mi posiłki i cieplejsze rzeczy. Na metę rowerową do doliny Chochołowskiej przyjechaliśmy ok 6.30. Wszystko, co miałem na sobie było przemoczone. Szybkie przebranie, coś na ząb i trzeba było wyruszyć na najtrudniejszą cześć zawodów - opisuje Leśniak
O 7.18 w delikatnym deszczu ruszyłem na trasę biegową. Do schroniska w dolinie Chochołowskiej dotarłem bez problemu, a później miałem wspinaczkę na Grzesia 1653 m, po drodze minąłem zawodnika, który schodził z góry - miał już dość- relacjonuje zawodnik. Pogoda nawet zaczęła robić się ładniejsza, przestało padać. Przed Rakoniem 1879 m przyszły chmury i zaczęło delikatnie padać i tak już było cały czas, a widoczność spadła do ok 100 m. Trasa z Wołowca 2064 m do Siwej Przełęczy 1812 m była bardzo wymagają trzeba było być bardzo skoncentrowanym, żeby na śliskich skałach nie gibnąć w przepaść. Ten odcinek robiłem pierwszy raz w życiu tak, że w sumie nie wiedziałem co mnie czeka. Z Siwej Przełęczy do Ornaku 1854 m pogoda się jeszcze bardzie popsuła. Z Ornaku do schroniska, gdzie był pierwszy PK trasa biegła już cały czas w dół i tez nie było łatwo gdyż była ułożona z bloków kamiennych na których było bardzo ślisko. Do schroniska dotarłem o 16.00 i tutaj po 26 km „biegu” oficjalna trasa biegowa dla mnie się skończyła, bo nie zmieściłem się w czasie, a musiałem dobiec do 15.00.
Mimo tego, Grzegorz Leśniak zdecydował się ruszyć dalej. Dotarł do Czerwonych Wierchów i Kondrackiej Kopy i po 37 kilometrów biegowej trasy podjął decyzję, że kończy bieg.
Czy jeszcze raz podejmę to wyzwanie nie wiem, wiem po tych zawodach że głowa to nie wszystko, potrzeba jeszcze dużo więcej treningów żeby coś takiego ukończyć. Życzę ukończenia następnym śmiałkom którzy rzucą wyzwanie Hardej- napisał.
Całą relację znajdziecie na fb profilu Grzegorza Leśniaka.