Kobieta, dziś pełnoletnia, miała wtedy cztery lata. I faktycznie to był bardzo rzadki przypadek.
Ale sąd uznał, po opinii wielu biegłych, że lekarze nie wykonali pełnej diagnostyki i w porę nie wykryli zawału.
Dlatego doszło do powikłań i paraliżu. A kobieta do dziś nie jest w pełni sprawna.
Dziecko wielokrotnie było u lekarza, ale ten nie wykonał wszystkich badań. W końcu czterolatka trafiła na kardiologię w szpitalu w Kaliszu. Jak się okazało miała zawał mięśnia sercowego.
Kilka dni później przeszła udar, który skutkował paraliżem prawej strony ciała. To niezwykle rzadkie powikłania. Ale zmieniły życie mojej klientki. I dlatego zawalczyliśmy o to, by zadośćuczynić jej cierpieniom.
Mówi mecenas Damian Grzeszczyk, który reprezentował powódkę.
Jak dodaje - sąd podczas procesu powołał licznych biegłych, brał pod uwagę liczne opinie medyczne. Kluczowa była kardiologiczna. Tu biegły wykazał przyczynę i skutek.
- Istotne dla tej sprawy było to, że lekarz rodzinny nie wykonał całej dostępnej mu diagnostyki. I to zaważyło na dalszym losie - wtedy dziecka, dziś dorosłej kobiety - mówi adwokat.
Ta sprawa tak naprawdę była nie tyle zadośćuczynienie za błąd medyczny - choć prawnie tak zostało to ujęte - ile o zadośćuczynienie za utratę części dzieciństwa, życia nastoletniego. Z niedowładem - było ono zdecydowanie inne, niż w przypadku jej rówieśników.
Dlatego ten wyrok ma wymiar po prostu bardzo ludzki. Jest to wyrok zadowalający.
Sąd uznał też, że przychodnia, w której pracował lekarz i jego ubezpieczyciel mają pokryć koszty sądowe w wysokości blisko 20 tysięcy złotych.
Wyrok nie jest prawomocny.
Pozwani nie przyznali się do błędu.
Zadośćuczynienie jest niższe niż żądała strona.
Sąd nie przyznał także poszkodowanej kobiecie renty.
Na razie nie ma decyzji, czy strony będą się od wyroku odwoływać.