W Stanach Zjednoczonych ta metoda stosowana jest od 20 lat, w Europie od 12. Polska kamizelki ubiera dopiero od kilku. Głównie dlatego, że jest to metoda droga. I dedykowana w konkretnych stanach chorobowych.
Pacjent przez trzy miesiące nosi kamizelkę z elektrodami i przez ten cały czas jest szczegółowo monitorowany. Jeśli stan się poprawi – nie trzeba robić pacjentowi operacji wszczepienia kardiowertera.
Prościej jest założyć taką kamizelkę, która w kieszonkach ma elektrody, które w przypadku zagrożenia pacjenta - odpowiednio reagują. Całość cały czas monitorowana jest na specjalnej platformie w internecie. Pacjent może też skorzystać z całodobowego numeru do firmy, która nam tę usługę daje i obsługuje. Pacjent nosi kamizelkę przez trzy miesiące praktycznie przez cały czas. Jak idzie pod prysznic to może ją zdjąć, ale wtedy też rodzina musi bardziej pacjenta pilnować. Po trzech miesiącach jest kontrola i pełna analiza danych. I jeśli jest poprawa - pacjent wraca do normalnego życia. Jeśli jednak nie - trzeba wtedy wykonać zabieg.
Mówi szef ostrowskiej kardiologii Janusz Tarchlaski, który dodaje, że jest to metoda nieinwazyjna, nie przeszkadza choremu.
Potwierdza to pierwszy ostrowski pacjent – 54-letni pan Paweł.
Jest naprawdę ok. Kamizelka jest lekka, nie przeszkadza. Taka faktycznie kamizelka. Myślę, że nie będzie mi komplikować życia. I będę w niej normalnie funkcjonować.
Metoda jest refundowana przez NFZ, ale za każdym razem trzeba pisać osobny wniosek.
W Polsce w ostatnich latach takich kamizelek założono 260. W sąsiednich Niemczech – to 1200 – w skali miesiąca.
Polecany artykuł:
![pacjent](https://cdn.galleries.smcloud.net/t/galleries/gf-X4gB-TEjo-BNYt_pacjent-664x442-nocrop.jpg)
i