Jastrząb pojawił się w domu Bartosza Giwerskiego ponad pół roku temu. I został już pełnoprawnym i bardzo wymagającym członkiem rodziny.
Jest, generalnie, cały czas praktycznie przy mnie. Ja muszę mieć dla niej czas, dlatego że jeśli przestanę mieć dla niej czas, ona mnie opuści.
To jest ta różnica między na przykład psem a ptakiem. Dla psa jesteśmy "panem" , a dla jastrzębia jesteśmy "partnerem". W polowaniu czy w życiu. Jeśli zaczniemy zaniedbywać naszego partnera, zdziczeje i nie będzie chciał się na nowo ułożyć.
Każdy sokolnik ma swój tryb układania, ćwiczenia ptaka. I trzeba to robić codziennie, przez całe życie ptaka. Polega to przede wszystkim na unoszeniu. Unosi się go na specjalnej rękawicy. Oczywiście także na karmieniu, no i przede wszystkim na tym, żeby ptak latał.
Mówi Bartosz Giwerski, który uprawnienia sokolnika już ma.
Bo, żeby zostać sokolnikiem trzeba ukończyć specjalny kurs i zdać egzaminy. Potem trzeba zapisać się na specjalną listę, by ptaka dostać. I kiedy sokolnicy się zgodzą, ptaka można kupić.
Sokolnicy na brak pracy nie narzekają- dodaje Bartosz Giwerski.
Sokolnicy pracują na lotniskach, pracują w miastach odpłaszając ptaki. Płoszą, nie polują. Dlatego, że jeśli ptak już coś upoluje, to zjada. I wtedy jest ptak najedzony i nie chce dalej pracować. I nie będzie dalej płoszył.
Oczywiście każdy sokolnik ma swojego mentora. Moim jest pan Henryk Mąka z Poznania, to jest chyba największy sokolnik w Polsce.
A miłością do ptaków Bartek Giwerski "zaraził" się od swojego dziadka, który był myśliwym. I ułożył dzikiego jastrzębia.
To zainteresowało wnuka, który już w szkole miał swoje woliery i ptaki. Dziś cały czas poświęca CIRI. Choć nie jest to jedyna jego pasja.
Ale to już temat na zupełnie inne spotkanie.