Każdy z ptaków ma swoje zadania do wykonania.
Pierwsze dwa - służą do odstraszania innych ptaków. Bilbo - jest trochę "maskotką" w tej wolierze.
Zresztą trafił do niej tuż po wykluciu z jajka - mówi właściciel Bartosz Giwerski.
Każdy z tych ptaków ma swoją metodę "układania". Puchacz, jak to sowy, wykluty w inkubatorze trafił do mnie zaraz po wykluciu. I to niejako ja jestem jego "mamą". I on traktuje mnie jako swojego członka rodziny. I tak będzie przez całe jego życie. Czyli jakieś 60 lat. On ode mnie nie ucieknie. Inaczej jeśli chodzi o jastrzębie czy sokoły - one trafiły do mnie już po "odchowaniu" przez ptasich rodziców. I ja układam jest od tego momentu.
Ciri, jest już po trzecim upierzeniu, więc już jest niejako dorosła. I poukładana najbardziej. I ona ze mną pracuje. A sokół jest w trakcie nauki. Sowa to taka nasza "maskotka". Jest przede wszystkim do celów edukacyjnych. Jest na pokazach. W szkołach.
Cała trójka to wymagający towarzysze na całe życie. Ale Bartosz Giwerski z Radłowa pod Ostrowem tego życia bez nich sobie już nie wyobraża.
Codziennie wstaję o 5 rano, bo ptaki trzeba nakarmić. A potem po pracy trzeba je uczyć, trenować. I czasami tak do wieczora. Bo to kilka godzin dziennie. Każdy z ptaków ma ustaloną dietę, są to ptaki mięsożerne.
W naturalnym środowisku cała trójka jest dla siebie wrogiem. Ale w wolierach pod Ostrowem - każdy ptak ma swoją - zdają się żyć bez większych konfliktów. O co zresztą bardzo dba ich opiekun.
Ciri - jako najwyżej ustawiona w piramidzie pokarmowej - traktuje resztę jako "swoje stado". Puchacza toleruje, choć ten ją nie zawsze. Jaskier czyli sokół - z tą tolerancją ma większe kłopoty i od reszty trzeba go trzymać w bezpiecznym dystansie.
Ciri ma już na swoim koncie pracę m.in.w gminie Raszków, gdzie przeganiała gołębie. Przed sokołem jeszcze trochę nauki.
Jak dodaje Bartosz Giwerski, każdy z tych ptaków, ma nieco inne zadania - przegania inne ptaki.