Prokurator ma już część opinii biegłych. W tym tę, która potwierdza, że pszczoły zostały potraktowane chemią.
Zbadane owady miały na sobie 16 różnych substancji czynnych.
Ale to nie kończy sprawy-teraz pracę ma kolejny biegły, który musi porównać te substancje ze składem oprysków, którymi z kolei potraktowano rzepak, z którego pszczoły brały nektar.
- Zgodnie z prawem, każdy rolnik musi prowadzić tzw. dziennik oprysków. I teraz te dzienniki zostaną sprawdzone. I to będzie podstawa do dalszych działań - mówi Maciej Meler, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Ostrowie Wielkopolskim.
Kolejnym krokiem będzie powołanie następnego biegłego, który będzie musiał określić, czy w tej sprawie doszło do znacznej straty w środowisku naturalnym.
Bo 181 artykuł kodeksu karnego, na który powołuje się prokurator w tym śledztwie, mówi o zniszczeniu w świecie roślinny i zwierzęcym "w znacznych rozmiarach". Grozi za to do 5 lat więzienia.
Do przyrodniczego dramatu doszło w maju tego roku.
Zawiadomienie złożyli właściciele uli, którzy twierdzą, że pszczoły padły, bo rolnik zaczął opryski rzepaku, kiedy jeszcze owady zbierały nektar.
- Widok martwych owadów był porażający - mówili tuż po ujawnieniu sprawy.
Pszczelarze starty wycenili na co najmniej kilkanaście tysięcy złotych. Bo - po pierwsze - z tych pasiek miodu już w tym roku nie będzie, a po drugie - praktycznie nie ma szans na odbudowę tych pszczelich rodzin.